Włocławek ma swoje legendy – niektóre ukryte głęboko w piwnicach kamienic, inne krążące wśród bulwarów, jeszcze inne szeptane przez starszych mieszkańców. Jedna z najbardziej przejmujących i tajemniczych opowieści dotyczy cichej postaci w habicie, którą – jak mówią niektórzy – można zobaczyć wzdłuż Zgłowiączki, szczególnie tuż po zmroku. To historia zakonnicy, która – według legendy – zginęła z miłości.
Dawno temu… w cieniu klasztornych murów
Legenda głosi, że wiele lat temu, jeszcze przed wojną, w jednym z włocławskich klasztorów żyła młoda zakonnica imieniem Helena. Była cicha, pokorna, pełna oddania Bogu – ale i wyjątkowo piękna, co nie umknęło uwadze żołnierza z pobliskiego garnizonu. Mężczyzna często spacerował w pobliżu klasztoru i kościoła. Jak mówią mieszkańcy, spotkali się przypadkiem – a potem przypadki zaczęły się powtarzać.
Między Heleną a żołnierzem narodziło się uczucie. Zakazane, nie do pogodzenia z jej ślubami. Próbowali to ukryć, ale ktoś z zakonu odkrył ich tajemnicę. Zakonnica została surowo ukarana – odizolowana, pozbawiona kontaktu z ukochanym i poddana duchowej „pokucie”. Młody mężczyzna, gdy nie otrzymywał żadnych wieści, opuścił miasto.
Po kilku tygodniach milczenia i samotności, Helena wymknęła się nocą z klasztoru. Poszła nad Zgłowiączkę, gdzie widywali się po kryjomu. Według legendy, zostawiła przy brzegu modlitewnik i wianek z ziół – i rzuciła się do wody. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.
Duch w bieli
Od tamtej pory w okolicach dawnego młyna i mostu kolejowego, mieszkańcy – zwłaszcza ci starsi – wspominają o „białej postaci”, która pojawia się po zmroku. Zakapturzona sylwetka spacerująca wzdłuż rzeki, której nie widać w lustrze wody. Inni twierdzą, że czasem słychać modlitwy – łacińskie, ciche, śpiewne – dochodzące nie wiadomo skąd.
Byli tacy, którzy próbowali rozwikłać tę tajemnicę: młodzi amatorzy historii, poszukiwacze zjawisk paranormalnych, a nawet ekipa lokalnego radia, która w latach 90. próbowała nagrać „głosy znad rzeki”. Udało się tylko raz – szum rzeki został zakłócony przez dziwny szept. Taśma… zaginęła.
Fakty czy wyobraźnia?
Czy ta historia wydarzyła się naprawdę? W archiwach nie ma jednoznacznych dowodów, ale istnieją wzmianki o zaginięciu młodej zakonnicy w latach 20. XX wieku. Czy to była Helena? Czy legenda urosła z fragmentów prawdziwej tragedii?
Dla wielu włocławian to nie ma znaczenia. To część miejskiej tożsamości, opowieść przekazywana w rodzinach, opowiadana dzieciom „żeby nie biegały po nocy”, ale i historia o miłości, która nie znała granic. I która zakończyła się dramatycznie – tak, że echo jej wciąż niesie się nad wodą.
Gdzie ją „spotkać”?
Mówi się, że najlepszy „czas” na dostrzeżenie zjawy to cicha, bezwietrzna noc – szczególnie w okolicach listopada lub Wielkiego Tygodnia. Miejsce? Odcinek Zgłowiączki między mostem kolejowym a dawnym młynem, tuż przy starych wierzbach. Ale ostrzegamy: to tylko dla odważnych.
Masz swoją historię?
Czy słyszałeś kiedyś o tej legendzie od babci lub dziadka? A może znasz inną włocławską tajemnicę?
Napisz do redakcji lub zostaw komentarz – stworzymy razem mapę miejskich opowieści, zanim przeminą.
Bo Włocławek to nie tylko historia – to opowieść, która wciąż się snuje po naszych ulicach.